Najnowszy film Clinta Eastwooda, „J. Edgar”, który w piątek trafił do kin za Oceanem, spotkał się z chłodnym przyjęciem ze strony amerykańskiej krytyki. Kontrowersyjna ze względu na domniemany homoseksualizm głównego bohatera biografia J. Edgara Hoovera (1895-1972), słynnego współzałożyciela i wieloletniego szefa FBI, określana jest jako niekoherentna, bezkształtna i – co zaskakujące – nieudolna technicznie.
W tym ostatnim względzie komentatorzy zwracają uwagę przede wszystkim na staroświecką charakteryzację i niefortunne oświetlenie, chwaląc za to bez wyjątku tytułową rolę Leonardo DiCaprio. Film Eastwooda ma obecnie 41% pozytywnych recenzji w portalu agregacyjnym RottenTomatoes, aczkolwiek bronią go m.in. J. Hoberman i Roger Ebert. Ten ostatni określił dzieło Eastwooda mianem „mistrzowskiego” i „fascynującego”.
Polska premiera filmu planowana jest na marzec przyszłego roku.
[PP]
szkoda, bo temat arcyciekawy. a rola wymarzona dla Leonardo, on tak lubi z pompą. ;)
Zobaczymy, ja wierzę w Leonardo i Clinta, plus wierzę Ebertowi i Hobermanowi. :)
Mam wrażenie, że DiCaprio trochę pracuje metodą kopiuj-wklej ostatnimi czasy, po zwiastunie „J. Edgara” to wrażenie się pogłębiło. Do tego Eastwood trochę dziadzieje, w sumie ma do tego prawo. Jeżeli krytyka amerykańska jedzie po stronie technicznej tak dużej produkcji, to coś w tym chyba musi być.
nie zauważyłam zbytniej różnicy pomiędzy starym a młodym Edgarem.
Ciągle denerwowało mnie że jakiś za krzepki na tak starego człowieka.
No i oczy! Jakieś takie za młode.